Dzień dobry, czytelnicy! Dziś pragnę Was zaznajomić z pewną bardzo sympatyczną istotką, ukrywającą się w równie sympatycznej książce, którą napisało niezwykle sympatyczne trio. Jednak bez obaw, tym razem kilku autorów - a właściwie autorek - nie zdołało zaszkodzić książce. Ba, mogę ośmielić się postawić jeden krok więcej i rzec, że wręcz przeciwnie - dodało jej charakteru. I nie zaryzykuję tym samym wpadnięcia w otchłań pochwał i obietnic bez pokrycia, bo "Moja lady Jane" to ciekawa, zaskakująca historia, która na długo po jej odłożeniu na półkę nie daje o sobie zapomnieć. Przy okazji jest zabawna, pełna subtelnych, miłych dla oka i ucha czytelnika żarcików i gier słownych, przez które mimowolnie nasze usta rozciągają się w uśmiechu. To oryginalna, nietypowa i całkiem (nie)prawdziwa historia, którą naprawdę warto poznać!
"Król, jak się okazało, umierał".
A teraz słów kilka o samej historii, która, swoją drogą, wcale nią nie jest. Zanim jednak przybliżę nieco losy książkowej lady Jane, zafunduję Wam krótką powtórkę z historii szesnastowiecznej Anglii. Kojarzycie Henryka VIII, brytyjskiego władcę z dynastii Tudorów, twórcę anglikanizmu, męża zbyt wielu żon? Przenieśmy się zatem w czasy, kiedy to ów niekoniecznie zacny mąż stanu opuścił nasz padół łez i ściętych głów, zostawiając na nim stado bękartów i bękarcic oraz jedynego - żywego i uznanego przez niego, choć, niestety chorowitego - męskiego potomka: Edwarda VI Tudora. Kiedy i jego porwała do swej mrocznej krainy Kostucha, władzę w kraju objęła Joanna Grey, wnuczka Marii Tudor. Niestety długo się koroną nie nacieszyła, bo już po dziewięciu dniach zasiadania na tronie powędrowała na szafot. Jak jednak nietrudno się domyślić, Cynthia Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows nie zaoferowały czytelnikom powtórki z historii Anglii, a opowieść, która zakiełkowała w ich głowach i została pracowicie przelana na papier, raczej nie pojawi się nigdy w szkolnych podręcznikach. Bo choć jest wzorowana na tej prawdziwej, sama na pewno prawdziwa nie jest.
Poznajcie zatem Jane Grey, szesnastolatkę, która najchętniej przez całe życie siedziałaby z nosem w książkach. Choć nieszczęsne dziewczę najchętniej ukryłoby się wśród dobrze znanych sobie, zakurzonych regałów, to los ma wobec niego zupełnie inne plany. I te plany ani trochę się Jane nie podobają. W końcu mogą z nich wyniknąć tylko same kłopoty! Na co komu korona? Albo mąż, który tak naprawdę okazuje się być koniem? W dodatku jej kuzyn i zarazem najlepszy przyjaciel jest umierający... A G? Sam uważa się za niewiniątko, ale jak jest naprawdę? W końcu to rasowy ogier, a takim nie należy za bardzo ufać... Jane przez przypadek zostaje wplątana w intrygę, przez którą może stracić głowę. Dosłownie i przenośni.
"Zdawał sobie sprawę, że powinien jej powiedzieć, że wychodzi za zwierzę. Był to jeden z tych detali, o których dobrze wiedzieć przed zamążpójściem. Sęk w tym, że nie umiał ująć tego w słowa."
Jak już wcześniej wspomniałam, "Moja lady Jane" to zabawna, ciekawie i inteligentnie opowiedziana historia, do której umiejętnie wpleciono wątki fantastyczne. Nie ma tu latających mioteł, kul, różdżek i nawiedzonych toalet. Dostajemy za to konflikt pomiędzy magiczną i niemagiczną częścią społeczeństwa, choć stanowi on jedynie tło do wydarzeń, wokół których kręci się życie bohaterów. To o ich perypetiach jest ta opowieść. Jednego możecie być pewni - na pewno nie będziecie się nudzić w czasie lektury!
"Moja lady Jane" to sympatyczna powieść, idealna do czytania w ciepłe, letnie wieczory. Nie jest to może ambitna lektura, ale mogę obiecać, że ona Wam się spodoba, rozbawi Was, a gdy będziecie mieć gorszy dzień, od razu poprawi humor. Obowiązkowa pozycja na liście książek do przeczytania - nie tylko dla fanów fantastyki!
Jeśli lubicie czytać i recenzować książki, zajrzyjcie tutaj:
https://czytampierwszy.pl
Na blogu znajdziecie też recenzję kontynuacji "Mojej lady Jane". Zachęcam do lektury!
Na blogu znajdziecie też recenzję kontynuacji "Mojej lady Jane". Zachęcam do lektury!