Rok 2019 wspominam naprawdę pozytywnie - także pod względem czytelniczym.
Ile książek udało mi się przeczytać?
- styczeń - 14
- luty - 7
- marzec - 7
- kwiecień - 8
- maj - 8
- czerwiec - 9
- lipiec - 8
- sierpień - 5
- wrzesień - 6
- październik - 19 (!)
- listopad - 9
- grudzień - 9
Łącznie daje to 109 książek. Może nie jest to tak zawrotna liczba jak te w latach poprzednich, ale tym razem nie próbowałam pobić żadnych rekordów - czytałam dla przyjemności i nie miałam wyrzutów sumienia, gdy wolałam coś obejrzeć, niż przeczytać.
Tak się złożyło, że większość przeczytanych przeze mnie w tym roku książek oceniłam bardzo pozytywnie. Niestety musiały pojawić się wyjątki… i o nich dziś napiszę kilka słów. Zacznę od książek, które mnie rozczarowały (mniej lub bardziej), ale nie były jakoś wybitnie złe. Największą klapę tego roku zostawię na koniec. Nie obrazicie się o to, prawda? No to zaczynamy.
Zbędna kontynuacja
Czasem autorzy powinni sobie po prostu odpuścić, nie sądzicie? Niektóre historie są dobre właśnie dlatego, że przerywa się je w odpowiednim momencie. Okazuje się, że to nie tylko problem "tasiemców". "Znajdź mnie" - kontynuacja "Tamte dni, tamte noce" - jest tak zbędna, że to aż boli. Szczególnie, gdy jest się fanem historii Elia i Olivera. Choć nie była zła, mocno mnie rozczarowała - niedawno o tym pisałam, więc jeśli chcecie poznać wszystkie moje "żale", zapraszam tutaj. Szkoda nerwów na przerabianie tego po raz drugi, wierzcie mi.
Książka o niczym
Jeśli czytacie Stephena Kinga, wiecie pewnie, że sięganie po jego książki to loteria. Wiemy jedno - jego powieść będzie albo genialna, albo średnia, albo okaże się totalną pomyłką. Albo (jak w przypadku "Outsidera") mniej więcej do połowy dostaniemy coś pięknego, a potem krach - trafimy na dno, muł i tonę wodorostów. Do "Uniesienia" w zasadzie nie byłoby jak się przyczepić... gdyby nie to, że była to książka o niczym. Nie straszyła, nie wywoływała żadnych emocji, nie opowiadała o niczym ciekawym. Choć była króciutka, po jej przeczytaniu miałam wrażenie, że zmarnowałam swój czas. Nie polecam.
Co tu się stało?
Książka, o której nawet nie wiem, co napisać. To "Wszystko jest względne" - zbiór opowiadań autorstwa (a, witamy ponownie!) Stephena Kinga. Momentami książka genialna, a momentami tak wstrętna i po prostu... głupia, że aż brak mi słów. King umie w ohydne, odrzucające opisy, powiecie? No to tutaj przesadził. Do tego stopnia, że niektórych opowiadań nie chciałam widzieć na oczy. Już pomijając fakt, że od części z nich na kilometr wiało nudą. Z tego zbiorku mogę polecić wam pojedyncze opowiadania, bo jako całość prezentuje się to to słabo. Bardzo słabo.
(Nie)straszna papka
Miało być strasznie, a wyszło raczej... żałośnie. Mam na myśli "Upiorne opowieści o zmroku". W czasie lektury prawie cały czas czułam zażenowanie i zastanawiałam się, czy po prostu nie odłożyć tej książki na bok i o niej zapomnieć. Po cichu liczyłam na to, że coś się zmieni na lepsze. Niestety, nie tym razem. Jestem ciekawa reakcji osób, którym opowiadano by te historie - bo na pewno nie byłoby to przerażenie.
Nie była to jednak najgorsza książka przeczytana przeze mnie w tym roku. Tytuł ten przypada prawdziwej królowej balu, genialnej powieści, która powinna rzucić mnie na kolana... a spowodowała jedynie, że miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Wiele razy.
Największa klapa tego roku
Pisałam recenzję tej książki, więc może już wiecie, o jakim tytule mówię. Jeśli dobrze pamiętam, nie potrafiłam znaleźć w niej nic - albo prawie nic - pozytywnego (poprawcie mnie, jeśli jednak zlitowałam się nad tą książką i napisałam o niej coś miłego... choć wątpię w to, szczerze mówiąc). Pisanie o tej powieści teraz raczej nic nie wniesie - chyba tylko to, że lekko się zdenerwuję i (borze szumiący uchowaj!) zacznę pluć jadem, a nie mam na to ochoty. W związku z tym powiem tylko tyle, że była to najbardziej irytująca, chaotyczna i pozbawiona sensu książka, jaką w tym roku przeczytałam. Mowa o "Kiedyś po ciebie wrócę". Zdecydowanie NIE polecam.
***o najlepszych książkach tego roku już wkrótce!***