#44 Pójdę twoim śladem, Ryszard Ćwirlej - czyli co może zdziałać jedna drabina... [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]
Kaczmarek - saper urozmaicający polską mowę wymyślonymi na poczekaniu słowami. Tolek - cwaniak i złodziej mający predyspozycje do zostania śledczym. Marciniak - malarz, któremu plany popsuł trup. I Gretchen - bystra dziewczynka w wolnych chwilach czytająca o przygodach swojego ulubieńca, Sherlocka Holmesa.
To zaledwie kilka postaci z barwnego grona bohaterów "Pójdę twoim śladem". A wszystkie łączy pewna tajemnica. Jaka? Ha, to się dopiero okaże! Dodam tylko, że z czasem cała historia zaczyna się coraz bardziej gmatwać. Fałszywe tropy, mniejsze i większe grzeszki, które każdy, kto je ma, chce ukryć za wszelką cenę, dziwne zbiegi okoliczności, fakt, że nie do końca wiadomo, kogo i czego należy szukać i zwykły brak szczęścia - to wszystko sprawia, że policja z Poznania ma wyjątkowo trudne zadanie do wykonania. Tym bardziej, że sprawa, którą badają, wydaje się mieć drugie dno... a może nawet trzecie i czwarte!
A w sam środek tego bałaganu trafia Antoni Fisher - były powstaniec, niedokończony prawnik, a obecnie... policjant. I to z przypadku.
Choć jest żółtodziobem, musi poradzić sobie ze sprawą, która z pozoru wygląda na oczywistą. Wkrótce jednak natrafia na tropy, które sugerują, że wyjaśnienie zagadki niekoniecznie przyjdzie odkryć śledczym tak szybko, jak życzyliby sobie tego jego przełożeni.
Wkrótce dostaje ostrzeżenie, które tylko potwierdza jego obawy. Coś tu śmierdzi - Fischer musi tylko odkryć, co. Nie wszystkim się to jednak spodoba...
"Jak jest wojna, to ludzie się zabijają. Nic na to nie poradzimy. Ale na każdej wojnie pojawiają się tacy, którzy sobie myślą tak, że jak tylu już ginie, to jeden więcej nie zrobi różnicy. Życie ludzkie tanieje, a męty wypływają na wierzch. Ale jeśli pozwolimy tym mętom pływać swobodnie, to dojdzie do anarchii i ludzie będą zabijać się na ulicach. A na to nie możemy się zgodzić, panie Gil".
Powiało grozą? Bez obaw - pan Ćwirlej potrafi być i poważny, i zabawny. I właśnie fakt, że czytając, można w jednym momencie parsknąć śmiechem, a w drugim trochę sobie podumać, jest jednym z największych plusów tej książki.
Do humoru wrócę za chwilę - na razie skupię się na tym poważniejszym obliczu książki.
Autor osadza akcję "Pójdę twoim śladem" w Poznaniu, czasach tuż po zakończeniu I wojny światowej. Łatwo się zatem domyślić, że autor wprowadził wątek tu patriotyzmu - i Polaków, i Niemców. Każdy z naszych bohaterów pojmuje ten patriotyzm trochę inaczej. Spotykamy tu żołnierzy, którzy bez wahania walczyli za ojczyznę. Przestępców i złodziejaszków, którzy nie mogą powstrzymać łez, słysząc pierwsze wersy "Pana Tadeusza", choć wielu z nich nigdy wcześniej nie widziało go na oczy. Ludzi, którzy wywrzaskują, że ojczyzna nic im nie daje oprócz nieszczęścia, że osoby, które za nią walczą, to głupcy, ślepo podążający za idiotyczną ideą.
Są i osoby, dla których ten wyraz nie znaczy nic. I to chyba najsmutniejsza postawa, jaką można przyjąć: obojętność.
Każdy z tych bohaterów jest inny. Każdy ma inny system wartości. I może dlatego nie są dla czytelnika tylko imionami na karcie książki? Bo u pana Ćwirleja bohaterowie... ożywają. Co więcej: nie muszą być postaciami na wskroś pozytywnymi, byśmy czuli do nich sympatię. I dlatego tak przeżywamy śmierć tych, których ona dosięgła w "Pójdę twoim śladem" - a parę trupów tu się pojawia.
"Popiołek umiał wyciągać logiczne wnioski z każdej trudnej sytuacji, jeśli tylko miał ku temu odpowiednie dane. Tych w tej chwili było aż nadto i z równania z niewiadomymi wychodził mu jeden wynik: jak nic za chwilę to on dostanie po ryju".
Jeśli chodzi o humor w tej powieści, to jest go tu całkiem sporo. Znajdziecie tu niejeden komiczny dialog, niejeden komizm sytuacyjny i niejednej żart ukryty między słowami. Już po paręnastu stronach byłam pewna, że dogadalibyśmy się z panem Ćwirlejem, bo chyba mamy podobne poczucie humoru. Świetnie się bawiłam, czytając ten kryminał.
Nie obawiajcie się jednak. To kryminał retro pełną gębą, a nie komedia kryminalna. Jeśli więc nie gustujecie w tym drugim gatunku - możecie czytać śmiało. A jeśli gustujecie - i tak będziecie zachwyceni.
Warto także wspomnieć, że w książce znajdziecie dość dużo wulgaryzmów. Są jednak użyte adekwatnie do sytuacji i nie pojawiają się co dwa zdania. Wydaje mi się więc, że nawet osoby wyjątkowo wrażliwe na punkcie tego typu słownictwa powinny jakoś przeżyć pojawienie się co jakiś czas jakiegoś wulgarnego słowa.
A propos słownictwa: jeśli chcecie się nauczyć kilku zwrotów po francusku i niemiecku oraz paru dziwnych polskich słów, też możecie sięgnąć po tę książkę. Nie zawiedziecie się.
By jednak nie mówić cały czas o zaletach książki, warto wspomnieć o wpadkach. Dostrzegłam tylko dwie. Wprawdzie nie wpływają jakoś szalenie na odbiór książki, ale i tak warto o nich wspomnieć - choćby dla zasady.
Pierwsza wpadka dotyczy postaci niejakiego Williego. To Niemiec, jednak jego pochodzenie nie ma dla niego wielkiego znaczenia. Mówi po polsku bez najmniejszych problemów... i jedyna wada jego wymowy jest taka, że zamiast polskiego "r" wymawia zniemczone "h". Autor niestety czasem o tym zapomina. Nie mam na myśli fragmentów, gdy Willi mówi po niemiecku, więc teoretycznie poprawnie - ale o takich, gdy niby mówi po polsku... a to "r" się jednak pojawia. Zwracam na to uwagę, bo to jedna z charakterystycznych cech tej postaci, więc jeśli w pewnym momencie zostanie ona zepchnięta na boczny tor, jest to dość... irytujące.
Kolejną rzeczą, która wywołuje moją irytacje, są... błędy. Błędy wynikające z niedokładnej korekty. Na szczęście w "Pójdę twoim śladem" nie było ich zbyt wiele, ale jednak się pojawiły - kilka błędów interpunkcyjnych i jedna literówka. To i tak niezły wynik, jak na powieść liczącą sobie ponad 500 stron. Nie zmienia to jednak faktu, że należy to niedopatrzenie uznać za wpadkę.
Podsumowując: "Pójdę twoim śladem" to świetny kryminał. Zapewnia rozrywkę, bawi, skłania do refleksji - krótko mówiąc, naprawdę warto po niego sięgnąć. Polecam!
Moja ocena: 8/10
Wydawnictwo Czwarta Strona
Premiera: 16.01. 2019.