#90 Te wiedźmy nie płoną | Isabel Sterling

Zanim zacznę opowiadać wam o tej książce, chciałabym napisać parę słów o moich oczekiwaniach wobec niej. Po wielu bardzo pozytywnych opiniach, które słyszałam od osób o guście czytelniczym zbliżonym do mojego, byłam przekonana, że "Te wiedźmy nie płoną" będzie świetną książką. Naprawdę, naprawdę świetną. I wydaje mi się, że właśnie dlatego tak bardzo mnie rozczarowała - bo oczekiwałam od niej zbyt wiele. Nie zrozumcie mnie źle: to nie jest zła książka. Absolutnie nie! Mimo to... trudno mi jest określić ją mianem czegoś więcej niż średniaka. 

Żeby ułatwić sobie wytłumaczenie wam, co dokładnie mi się w niej nie podobało lub podobało mi się mniej, niż sądziłam, że mi się spodoba, opowiem wam trochę o tym, co się w tej książce działo. Oczywiście jak zwykle recenzja będzie bezspoilerowa, zatem jeśli jeszcze tej powieści nie czytaliście, nie zdradzę wam zbyt wielu szczegółów. No to co - zaczynamy? 

Nasza  bohaterka, Hannah, jest Wiedźmą Żywiołów. W praktyce oznacza to, że kontroluje ona ogień, ziemię, wodę i powietrze. Wie ona jednak, że niezwiązani z magią mieszkańcy Salem nie mogą się o tym dowiedzieć - w przeciwnym razie czekałyby ją przykre konsekwencje. Na pierwszy rzut oka wygląda ona jednak na zwykłą nastolatkę: uczy się w pobliskiej szkole, pracuje w okolicznym sklepiku oraz próbuje utrzymać na dystans swoją eks, Veronicę, jednocześnie starając się jakoś poradzić sobie z rozstaniem. Niestety fakt, że dziewczyny należą do jednego sabatu, nie pomaga. Gdy podczas zabawy pod koniec roku szkolnego dochodzi do upiornego incydentu, Hannah obawia się, że może odpowiadać za niego jedna z Krwawych Wiedźm. A to zdecydowanie nie jest dobra wiadomość...


Pierwszym i chyba moim najistotniejszym zarzutem wobec tej książki jest fakt, iż autorka po macoszemu potraktowała szeroko pojęty wątek magii. Niestety "Te wiedźmy nie płoną" to książka... fantasy (z elementami romansu), więc nie mogę znaleźć na to usprawiedliwienia. Od powieści tego typu wręcz wymagam dopracowanych motywów fantastycznych, a tu niestety nie dostałam nawet głupich podstaw, by wyobrazić sobie środowisko, w którym żyła Hannah. Wybaczcie, ale kilka faktów rzuconych czytelnikowi od niechcenia nie zastąpi solidnie skonstruowanego świata. I wierzcie mi: nie mam tu wcale na myśli takich książek jak "Silmarillion" czy saga "Pieśń lodu i ognia". Nie! Mówiąc o dobrze skonstruowanym świecie, mam na myśli takie tytuły jak "Nibynoc" Kristoffa czy "Szóstka wron" Bardugo, które są lekkimi i przyjemnymi powieściami młodzieżowymi, a jednocześnie oferują czytelnikowi ciekawie skonstruowane uniwersum, intrygujące motywy fantastyczne i tak dalej. Naprawdę da się skutecznie połączyć te obie rzeczy, więc nie rozumiem, dlaczego Sterling nie rozwinęła bardziej wątku wiedźm. A naprawdę mogła zaszaleć, bo wiedźmy, sabaty, magia i łowcy czarownic pojawiają się w literaturze, filmach i serialach wyjątkowo często.

Niestety w tej książce niewiele się dzieje. Nie da się więc od biedy usprawiedliwić słabo skonstruowanego świata pędzącą z prędkością światła akcją. Trudno jest zatem śledzić fabułę z zainteresowaniem. Dodatkowo niektórym bohaterom brakuje głębi i autentyczności, przez co ich losy pozostają czytelnikowi raczej obojętne. Moją sympatię i zainteresowanie wzbudziły w zasadzie tylko Gemmie i Morgan, zaś Hannah jako narratorka tylko mnie irytowała. Dorzućmy do tego wątek romantyczny, który mniej więcej do połowy powieści działał mi na nerwy równie mocno, jak główna bohaterka (co na szczęście później to uległo zmianie)... i otrzymamy powieść, która raczej na długo nie zostanie w mojej pamięci.



W skrócie: "Te wiedźmy nie płoną" to średniak. Po prostu. Nie miałam ochoty trzasnąć nim o ścianę, ale i nie miał mi równocześnie do zaoferowania nic, co by mnie w nim zachwyciło. Mimo wszystko nie odradzam wam lektury tej powieści, bo zdaję sobie sprawę, że wielu osobom ta książka może się naprawdę spodobać.

Moja ocena: 5/10 
Wydawnictwo We Need YA 
Tłumaczenie: Agnieszka Kalus