#5 Sprawa Niny Frank, Katarzyna Bonda - dowód na to, że prawda może wyzwolić... lub pogrzebać [RECENZJA]

Czasem po przeczytaniu książki czuje się niedosyt. Czasem czytelnik z irytacją rzuca książką, która zawiodła jego oczekiwania. Czasem rozpacza nad losem bohaterów lub przez jakiś czas uśmiecha się pod nosem, wspominając co zabawniejsze fragmenty powieści. Czasem bezrefleksyjnie odkłada książkę na półkę i niemal od razu otwiera kolejną, w duchu licząc na to, że może chociaż ta, którą właśnie wziął do ręki, zdoła go zaciekawić. 

Zdarza się też, że człowiek po przeczytaniu ostatniego zdania powieści z wrażenia musi zbierać szczękę z podłogi. Niektórzy na książkowe perełki reagują spokojniej - wpatrują się jedynie tępo w przestrzeń, cały czas próbując pojąć, jak autor mógł napisać tak dobrą książkę. Część czytelników wpatruje się w napis "koniec" z szeroko otwartymi ustami, oniemiała po poznaniu zakończenia. Istnieją też osoby, które wręcz rozsadza od środka chęć podzielenia się z innymi swoimi odczuciami na temat przeczytanej właśnie książki. Tacy ludzie albo od razu pędzą zadręczać osoby ze swojego otoczenia ochami i achami, albo siadają przy komputerze, by napisać recenzję powieści, która właśnie wywarła na nich piorunujące wrażenie. Zadręczanie zostawiają sobie wtedy na potem.

Do której grupy ja się zaliczam po przeczytaniu pierwszego tomu serii z Hubertem Meyerem autorstwa Kasi Bondy? Czy "Sprawa Niny Frank" przypadła mi do gustu? A może wręcz przeciwnie? Za chwilę się dowiecie.

"Kiedy w końcu pojęłam, że jego śmierć zapoczątkowała moją, nic już nie mogłam na to poradzić".

Hubert. Uzdolniony, znany na terenie całej Polski profiler. Swoje osiągnięcia zawdzięcza  przede wszystkim ciężkiej pracy i wrodzonemu instynktowi. Dzięki nim, czasem nie pojawiając się nawet na miejscu zbrodni, jest w stanie opisać profil mordercy i pomóc organom ścigania w jego schwytaniu. Prawie całe życie poświęca swojej pracy, przez co nie jest w stanie się wykazać w rolach męża i ojca, dlatego nastrój panujący w jego małżeństwie do najprzyjemniejszych nie należy.

Nina. Dla przyjaciół Nika. Popularna aktorka, znana przez telewidzów głównie z roli pobożnej, uczynnej zakonnicy. Oglądana i uwielbiana przez miliony Polaków, czysta jak łza, o nieskazitelnym życiorysie. Przynajmniej dla osób, które jej nie znają. Z bliska widać pęknięcia, które przy najmniejszym nawet wstrząsie grożą skruszeniem się delikatnej konstrukcji, jaką jest jej pozornie idealne życie. A na to nie trzeba długo czekać. Niespełna trzydziestoletnia aktorka pewnej zimowej nocy zostaje brutalnie zamordowana w swojej wiejskiej rezydencji. Dwa tygodnie później do Mielnika trafia Hubert, wysłany tam na przymusowy urlop przez szefa. Otrzymuje od niego polecenie, by, teoretycznie wpoczywając, przyjrzał się zbrodni i pomógł tamtejszym śledczym. Na miejscu okazuje się, że sprawa, która w odległych Katowicach wyglądała na banalną, jest tajemnicza i skomplikowana. A im bardziej Hubert zagłębia się w przeszłość aktorki, tym mniej przypomina ona życie granej przez nią zakonnicy.

Zdawałoby się, że tej dwójki nic nie łączy. Im dłużej jednak trwa śledztwo w sprawie śmierci Niny Frank, tym więcej podobieństw dostrzega między życiem swoim a zamordowanej aktorki. Prawda przynosi wyzwolenie? Tylko pod warunkiem, że nie żyje się w szczelnym kokonie utkanym z własnych kłamstw.

"Chcesz się pozbyć strachu, stań z nim twarzą w twarz. Zmierz się z nim."

Sięgając po książkę Katarzyny Bondy bałam się trochę, że Meyer okaże się być kolejną, odrobinę zmienioną wersją polskiego Harry'ego Hole'a z niepolskim nazwiskiem (czyli po prostu drugim Forstem). Czy historia Huberta przypominała mi losy tego policjanta? Czy w czasie lektury "Sprawy Niny Frank" włączyła mi się czerwona lampka, która oznajmiła mi, że "gdzieś to już przecież było"? Parę razy zamigotała, przyznaję, ale nie jarzyła się pełnym blaskiem, jak chociażby wtedy, gdy czytałam "Ekspozycję", książkę, w której ów wspomniany już przeze mnie komisarz Forst się pojawił.

"Sprawa Niny Frank" to świetny, wciągający kryminał. Narracja prowadzona jest z perspektywy kilku bohaterów, w tym tytułowej Niny, która w rozdziałach sobie poświęconych wspomina swoje dotychczasowe życie. Misternie skonstruowana intryga, nietypowi bohaterowie, zakończenie, które zwala z nóg i... odrobina magii - to wszystko, a nawet jeszcze więcej, pojawia się w "Sprawie Niny Frank". To książka, którą po prostu trzeba wziąć do ręki - choćby po to, by poznać finał tej historii. A ten jest tak nieprzewidywalny, że książkowego kaca nie przegonicie przez co najmniej kilka godzin po przeczytaniu "Sprawy Niny Frank". Satysfakcja gwarantowana!