#24 Trup na plaży i inne sekrety rodzinne, Aneta Jadowska - czy kryminał może być sympatyczny? [RECENZJA]

"Ciało kiwało się na wodzie jak spuchnięty spławik... a ja zrobiłam się głodna. Być może brzmi to jak popisowy pokaz braku wrażliwości, ale szybko przetłumaczyłam sobie, że nie ma w tym nic nienaturalnego - w obliczu śmierci życie dla równowagi musi być głośne i ekspansywne. Do mnie przemówiło burczeniem żołądka. Memento mori w czysto praktycznym wydaniu - jedz, póki możesz. Temu przy falochronie żołądek przyda się już tylko podczas sekcji."

Cześć, książkomaniacy! Dziś porozmawiamy sobie o książce, którą można określić dwoma słowami traktowanymi przez niejednego czytelnika jako oksymoron. A te słowa to "sympatyczny" oraz... "kryminał". Jeśli też się zastanawiacie, jakim cudem te wyrazy mogą występować w jednym zdaniu, nie gryząc się - zostańcie ze mną i poczytajcie o pierwszym tomie serii "Garstka z Ustki" autorstwa pani Anety Jadowskiej. Jeśli jesteście na bieżąco z recenzjami na moim blogu, wiecie już pewnie, że bardzo pozytywnie wyraziłam się na temat innej książki jej autorstwa. Ale nie zapominajmy, że to była fantastyka, zaś powieść, o której piszę teraz to kryminał. W dodatku sympatyczny! A skoro tak, warto w tej chwili zadać najważniejsze, poważne i fundamentalne pytanie.

Czy to w ogóle mogło się udać? 

Zanim jednak na nie odpowiem, streszczę wam w kilku słowach, o co właściwie biega w książce "Trup na plaży i inne sekrety rodzinne". 

A biega o trupa, plażę i pewną sympatyczną osóbkę, która chce przez chwilę poczuć się jak pewien detektyw z Baker Street i na własną rękę poprowadzić śledztwo dotyczące wspomnianego wcześniej trupa. Bo tak się składa, że to ona natknęła się na zwłoki, a - jak powszechnie wiadomo - ludzie nie spotykają przypadkowych zwłok zbyt często, więc nie ma sensu marnować okazji, jaką los podał jej na srebrnej tacy i trzeba wziąć się do roboty. I rozwikłać zagadkę. Ale w końcu jak nie Garstka, to kto? 

Pierwszoosobowa narracja w "Trupie" (pozwólcie, że nieco skrócę tytuł tej książki na potrzeby recenzji) prowadzona jest z punku widzenia sympatycznej Gosi, dziewczyny, która po skończeniu studiów stwierdziła, że nie zaszkodziłby jej powrót do korzeni, które w tym konkretnym przypadku noszą miano "Ustka". A gdy już dziewczę się w tej Ustce pojawia, na dzień dobry wita ją pewien trup. A właściwie trupy, bo ten z plaży to akurat jej najmniejszy problem. Ponadto czeka ją szalony wieczór panieński, zmierzenie się z miejscowym dziwolągiem za pomocą kija bejsbolowego i pewna tajemnica skrywana przez jej babcię... 

"Trup" to książka ciekawa (wręcz nieodkładalna!), wciągająca, bawiąca, a chwilami także wzruszająca. I choć bardzo szybko i lekko się ją czyta, opowiada o sprawach zaskakująco ważnych, czego dowodem jest chociażby wątek Przystani... z jednej strony przeraźliwie smutny, a z drugiej przynoszący nadzieję. Ponadto "Trup" to książka, która udowadnia, że pani Jadowska bez problemu miesza style i gatunki, i ani przez chwilę nie daje po sobie poznać, że sprawia jej to jakąkolwiek trudność! Dobra robota! 

A komu powinna się ta powieść spodobać?

Właściwie każdemu, bo - jak już wspomniałam - czyta się ją bardzo szybko, lekko i przyjemnie. Ale wydaje mi się, że najbardziej przypadnie do gustu wielbicielom powieści pani Katarzyny Bereniki Miszczuk (Obsesja, cykl Kwiat Paproci, Druga szansa). 

"Większość policjantów lubi mówić o swojej pracy. Zwykle tego nie robią, bo otoczenie najczęściej reaguje nerwowo. Ale jeśli okaże się odrobinę zainteresowania, nie trzeba ich długo namawiać."

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję wydawnictwu SQN.