#41 Największe rozczarowania 2018

Cześć, kochani! Jako że rok 2019 możemy już oficjalnie uznać za otwarty, czas na serię podsumowań roku poprzedniego. Zacznijmy od rozczarowań - w końcu im szybciej będziemy je mieć za sobą, tym lepiej.

Napisałam "rozczarowań" nie bez powodu. Książki, które teraz zaprezentuję, nie są najgorszymi książkami, jakie przeczytałam w zeszłym roku. Są to powieści, które mogły być naprawdę dobre... ale coś się w nich po drodze popsuło i skończyło klapą. Albo takie, które zostały napisane przez osobę, co do której mam pewność, że potrafi pisać... tylko tym razem nie skorzystała z tej umiejętności. Albo oddała do wydawnictwa szkic, a nie wersję finalną. Innego wyjścia nie widzę.

I tym oto sposobem do tego zestawienia trafiają dwie książki Sarah J. Maas

Uwielbiam historie tworzone przez tę autorkę. Co więcej: to jedna z moich ulubionych pisarek. Dlatego po prostu krew mnie zalewała, gdy czytałam "Zabójczynię". Co. To. Miało. Być? Kurczę, jeśli Sarah postawiła sobie za punkt honoru sprawić, by moja sympatia do pewnej bohaterki stopniała prawie do zera to (fanfary!) dzięki tej książce jej się to udało. Brawo, Sarah. Jak zepsuć genialną serię żenującym prequelem, to tylko tak. 

Za to prawdziwą porcję nudy zaserwowała czytelnikom w nowelce "A court of frost and starlight". Niestety wrzuciła do niej też parę wątków, które w następnych tomach "Dworów" będą się rozwijać... więc jeśli lubicie tę serię (tak jak ja), to tę książeczkę raczej powinniście przeczytać. Ja sięgnęłam po nią w wersji anglojęzycznej... i nie mam zamiaru tracić czasu na polską. 

Powiedziałabym, że dodatki do serii to nie bajka Maas... ale świetna "Wieża świtu" temu przeczy. Co się więc stało w czasie pisania tych dwóch książek, o których wspomniałam? Nie mam pojęcia... i chyba nie chcę wiedzieć. Wolę się cieszyć tymi książkami jej autorstwa, które naprawdę lubię. 

Kolejne rozczarowanie to "Outsider". Nie wiem, co strzeliło Kingowi do głowy, by w połowie książki na siłę wprowadzać wątki paranormalne. Tak, wiem: mówię o twórczości Stephena Kinga, mistrza horrorów, który nie spocznie, póki nie pozabija swoich bohaterów w jakiś kreatywny sposób nie z tego świata. Ale tym razem naprawdę mógł sobie odpuścić.

Do mniej więcej połowy uznawałam tę książkę za genialną. A potem pojawił się ziomek ze słomkami zamiast oczu i cały klimat powieści w spektakularny sposób poszedł się... no właśnie. Tylko tak można skomentować to, że King genialny, mroczny kryminał postanowił zamienić w nieokreśloną papkę czegoś, czego horrorem w żadnym razie nazywać nie można

Gdyby to do końca był kryminał - pokochałabym "Outsidera" całym serduszkiem. A tak mogę tylko zrzędzić... i mieć nadzieję, że King w przyszłości nie "uraczy" mnie jakimś równie cudownym tworem.

Natomiast książką, która zrobiła mi prawdziwą wodę z mózgu, był "Hashtag" Remigiusza Mroza. Gdy ją skończyłam, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co w tej książce się właściwie stało. I dlaczego thriller, który początkowo byłam skłonna nazwać najlepszym thrillerem roku, ostatecznie okazał się klapą. 

I w sumie wiem dlaczego. Słuchałam audiobooka... i gdy nadszedł wyczekiwany zwrot akcji, byłam pewna, że pan Mróz uraczy mnie czymś naprawdę dobrym. A potem się zorientowałam się, że jestem dopiero w jednej trzeciej powieści... i (słusznie) zaczęłam podejrzewać, że po czymś takim pan Remigiusz będzie miał problem z utrzymaniem fabuły w ryzach. 

Nie pomyliłam się. 

Za to powieść, w której właściwie od początku coś nie grało, to "Teraz ją widzisz" autorstwa Joy Fielding. Zakończenie pozostawiam bez komentarza - było po prostu idealnym zwieńczeniem książki, która nie mogła sobą zbyt wiele reprezentować.

To jedna z tych książek, które były po prostu słabe. Nie fatalne - słabe. I dlatego nie warto się o niej przesadnie rozpisywać.

A teraz zrobię wyjątek... i napiszę o powieści złej. Nie rozczarowaniu jako takim, bo nie oczekiwałam po niej zbyt wiele... ale o książce, która była zdecydowanie najgorszym tytułem, po jaki sięgnęłam w 2018 roku

To "Chwila szczęścia" Federico Moccia. 

Była to książka tak zła, że nie zamierzam sięgać po kolejne książki tego autora. Zwykle daję pisarzom drugie, ba, nawet trzecie szansy... ale jednocześnie szanuję swój czas. I gdy wiem, że dany autor nie ma mi już nic więcej do zaoferowania - po prostu daję sobie z nim spokój. 

Nie będę wymieniać wszystkich rzeczy, które sprawiły, że zraziłam się do tej książki. Wydaje mi się jednak, że jej najgorszą wadą jest brak logiki. W zachowaniu bohaterów, myślach narratora, fabule... eh, może nie oczekując niczego i tak oczekiwałam zbyt wiele? Krótko mówiąc: tej konkretnej książki nie mogę polecić nikomu. Zdaję sobie sprawę, że jest sporo osób, które ją uwielbiają... ale ja jakoś nie jestem pojąć tego zachwytu. I nad tą konkretną książką, i nad jej autorem.

To ostatnia pozycja z tego zestawienia. Dajcie znać, co o nim sądzicie... i napiszcie, jakie są tytuły waszych największych rozczarowań 2018 roku.



Aleksandra