#50 Winna, Alicja Sinicka - nietypowy romans z zaskakującym zaskoczeniem [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]

Rzadko sięgam po romanse. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na to, że znaczna ich część to według mnie wzorowe przykłady wodolejstwa, tudzież, mówiąc po ludzku, pisania o niczym. W dodatku mało co tak mi działa na nerwy, jak: (a) wzdychanie do siebie co pięć sekund (b) tonięcie w czyichś oczach, (c) zalewająca bohaterkę fala pożądania... i inne tego typu wyrażenia (dotyczące różnych części ciała), które w romansidłach występują zazwyczaj w ilościach hurtowych. 

Kolejna rzecz, która mnie irytuje (nie tylko w romansach zresztą) to... schematy. Gdy po raz kolejny natrafiam na tę samą historię, tylko obleczoną w trochę inne słowa, mam ochotę rzucić nieszczęsną powieścią o ścianę i tylko szacunek do książki hamuje mnie przed tym czynem. Ale pokusa jest - i to nie mała.

Dlatego trochę podejrzliwie podeszłam do lektury "Winnej". Bo choć jej opis sugerował mi, że trafiłam na naprawdę dobrą historię, to trochę bałam się, że "romansowa" otoczka może ją skutecznie popsuć. Czy moje obawy były uzasadnione? Tego dowiecie się z poniższej recenzji!

"Jedna chwila może zmienić całe życie. Najgorsze jest to, że człowiek nigdy się jej nie spodziewa. Budzi się jak zwykle rano i nie wie, że to właśnie dziś. Dziś wszystko zacznie biec w innym kierunku, niezależnie od wolu zainteresowanego. Czasem myślę, że obok mojego łóżka mogłaby stać czerwona lampka, która zapalałaby się tuż po tym, gdy otworzę oczy, wysyłając prosty komunikat: "To dziś, Wendy". Dziś wszystko się zmieni. Wówczas ostrożnie stawiałabym kroki wyczulona na każdy, nawet najmniejszy kamyczek. Tylko czy to na cokolwiek by się zdało?"

Książka opowiada o Wendy. Wendy, która - jak zresztą wskazuje sam tytuł - jest winna. Winna śmierci brata, winna wszelkim niepowodzeniom jej ojca, winna temu, że zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie. Cały czas żyje w tym poczuciu winy, które skutecznie pogłębia jej chora relacja z rodzicami - a właściwie z jednym rodzicem. Nic więc dziwnego, że gdy dowiaduje się o zdradzie Warrena, postanawia się od niego odciąć. Ma dość straconych szans i osób, które cały czas ją ranią. Potrzebuje chwili przerwy. Wytchnienia. Odpoczynku. Gdy na horyzoncie pojawia się Jim, uznaje to za idealny do pretekst do zrealizowania swoich planów. Problem w tym, że jej relacja z Jimem zaczyna wymykać się spod kontroli i zamieniać w coś poważnego - a tego nie przewidziała. W dodatku okazuje się, że mężczyzna skrywa kilka tajemnic - tak jak ona...

Jak na mój gust taki opis mógłby znaleźć się równie dobrze na okładce thrillera. Ba, powiem nawet więcej - ciekawego thrillera. Intrygującego thrillera. Jednego z tych trillerów, które Ola zna, czyta, szanuje i baaardzo lubi. Dlatego postanowiłam dać "Winnej" szansę - pomimo moich wcześniejszych niezbyt udanych spotkań z romansidłami oraz inną książką autorki (mowa tu oczywiście o "Oczach wilka"), którą znielubiłam po poznaniu jej dziwacznego i strasznie naiwnego zakończenia, mimo iż całość prezentowała się naprawdę przyzwoicie.

Czy warto było zaryzykować? Cóż, nie zawiodłam się... choć parę rzeczy mi w tej książce nie grało. Ale o tym za chwilę - na razie opowiedzmy o zaletach tejże powieści.

Pierwszą zaletą - i być może najważniejszą - jest zakończenie "Winnej". Intrygujące, ciekawe, z pazurem i w sposób kontrolowany wyskakujące z kapelusza... czyli - krótko mówiąc - będące całkowitym przeciwieństwem zwieńczenia "Oczu wilka". Co więcej, dzięki niemu ostatecznie polubiłam główną bohaterkę "Winnej". To, na co się zdecydowała, gdy poznała prawdę na temat przeszłości swojej i jej najbliższych, zakrawa wręcz o heroizm - oczywiście na miarę naszych czasów. Mało kto potrafiłby się zmusić do czynu, którego ona dokonała. Udowodniła tym samym, że nie jest klasyczną bohaterką romansideł, która potrafi tylko wzdychać za swoją utraconą miłością. Nie, Wendy to mądra młoda kobieta, którą po prostu w przeszłości spotkało coś strasznego... i teraz musi za to pokutować. A dzięki temu, że cały czas przemawia do nas w powieści w pierwszej osobie, możemy ją jeszcze lepiej poznać i zrozumieć - a w przypadku postaci takiej jak ona jest to wręcz konieczne.

Pozostali bohaterowie "Winnej" wcale nie ustępują pola naszej Wendy. Większość z nich ma ciekawy, nieoczywisty życiorys. Dlatego nawet fakt, że poznajemy ich przez pryzmat dotychczasowych doświadczeń Wendy, nie sprawia, że od razu potrafimy określić, którzy z nich są ludźmi dobrymi, a którzy wręcz godnymi potępienia. Zresztą - nic w tej książce nie jest czarno-białe. Możemy się łatwo o tym przekonać, stopniowo zagłębiając się w losy Wendy i jej najbliższych. Nie wszyscy ludzie z jej otoczenia są tymi, za których się podają - a to czyni lekturę jeszcze ciekawszą i bardziej intrygującą.

Ponadto warto zwrócić uwagę na wątek brata Wendy... a właściwie jego śmierci. Jest bardzo dobrze skonstruowany, ciekawy. I choć nie pojawia się w "Winnej" na każdej stronie, to cały czas czujemy jego obecność. Świetny zabieg!



Ostatnią istotną zaletą, którą tutaj przytoczę, są dialogi występujące w "Winnej". Świetnie się bawiłam, "uczestnicząc" w wymianie zdań między bohaterami. Kojarzyły mi się z rozmowami Katy i Deamona z serii "Lux" - one też sprawiały mi frajdę... i to jaką! Z drugiej strony w "Winnej" nie brakuje też fragmentów trochę poważniejszych, co bardzo mnie cieszy.

"To ja jestem winna? Pewnie tak. Ja zawsze jestem winna".

Warto jednak zwrócić uwagę na niedociągnięcia w "Winnej". Pierwsze z nich dotyczy wątku brata Jima. Poznajemy go jako ćpuna i rozwydrzonego dzieciaka. Tego typu postaci zazwyczaj można w bardzo interesujący sposób rozwinąć, czyniąc z nich bohaterów z krwi i kości... ale tym razem tak się nie stało. Corbin to postać wręcz do bólu sztuczna i nienaturalna - szczególnie na tle pozostałych bohaterów "Winnej". Dlatego też strasznie mnie irytował, a w czasie scen, w których się pojawiał, co pięć sekund przewracałam oczyma.

Skoro już mówię o tym, co mi się w tej książce nie spodobało, wspomnę też o pewnej scenie, która po prostu ubawiła mnie do łez, choć - jak przypuszczam - miała za zadanie wywołać u mnie całkiem odmienną reakcję. Mowa tu o tym, co miało miejsce mieszkaniu Wendy, w którym - uwaga! - spotkali się dwaj panowie rywalizujący o względy Wendy. Z oczu zaczęły im się wtedy sypać gromy, a testosteron wręcz kipiał - taaak, to było raczej do przewidzenia. Starali się jednak w miarę kulturalnie rozmawiać... przynajmniej do chwili, gdy jednak jeden z nich wyciągnął rewolwer i zaczął mierzyć do drugiego. Wtedy po prostu parsknęłam śmiechem. Do tej kuriozalnej sytuacji doszło bowiem - znowuż, uwaga! - już po tym, gdy Wendy definitywnie zerwała z jednym z nich, a z drugim spotykała się od jakiegoś czasu. Przypominam, że mamy w tej książce do czynienia z osobami dorosłymi i dojrzałymi emocjonalnie, przynajmniej w teorii. Skąd więc takie zachowania rodem z piaskownicy?

Cóż, spuśćmy na to pytanie taktowną zasłonę milczenia. Tak chyba będzie lepiej.



Podsumowując: "Winna" to zaskakująco dobry romans. Mamy tu ciekawych bohaterów (z jednym niechlubnym wyjątkiem), wciągającą historię, która nie skupia się tylko na wątku miłosnym... no i genialne zakończenie, dzięki któremu polubiłam bohaterkę do tego stopnia, że chętnie wyszłabym z nią gdzieś na kawkę... bo, zdaje się, akurat za kawą to ona przepada. Dlaczego? Ha, by się tego dowiedzieć, musicie sięgnąć po "Winną"! Ja nic nie zdradzę.

Premiera: 13.02.2019 r.
Wydawnictwo Kobiece
Moja ocena: 7/10