#57 Taniec zegara, Anne Tyler - o niewykorzystanych szansach, przeszłości i życiu [RECENZJA]

Jak rozpoznać dobrą książkę? 

Czy musi ona obfitować w zwroty akcji? Czy musi być pełna niezwykłości? Niekoniecznie. Może opowiadać o zwyczajnym, prostym życiu. I nie musi być ono usłane różami, by opowieść o nim była piękna. 

Tak jest w przypadku Willi Drake. Ta sześćdziesięciojednoletnia kobieta przeżyła już niejedno: śmierć rodziców, odejście męża, dorastanie dzieci i w końcu utratę dobrego kontaktu z nimi. Mieszka z mężem Peterem - wiecznie zapracowanym człowiekiem, który już dawno powinien być na emeryturze, ale nie może przestać poświęcać się pracy, bo wtedy straciłby jeden z najważniejszych powodów do narzekania... a ono jest sensem jego życia. Willi pozostało tylko rozpamiętywanie tego, co minęło... i szans, których nie wykorzystała, bo życie napisało jej inny scenariusz. Obawia się, że zmarnowała swoje życie... ale przecież jest już za stara, by coś w nim zmienić. 

" - Kochanie. To nieważne. Wierz mi. 
- Nieważne?
Podniosła wzrok i wpatrywała się w niego. Nie obchodziło ją, czy widzi, że płakała. Miała nadzieję, że to zobaczy.
- Jak możesz mówić, że to nieważne - zapytała - kiedy ja włożyłam w to tyle wysiłku?"

A przynajmniej tak jej się wydaje do chwili, gdy odbiera niespodziewany telefon. Była dziewczyna jej syna została postrzelona i ktoś musi pomóc jej i jej dziewięcioletniej córce... 

Gdy Willa dociera na miejsce, natychmiast wpada w wir życia tamtejszych mieszkańców... i w pewnym momencie uświadamia sobie, że... wcale nie chce wracać do swojej codzienności. Bo choć to, co spotyka mieszkańców Baltimore, nie jest niezwykłe... to jednak w ich obecności Willa pojmuje, że cieszy się z tego, że żyje... i że jeszcze nie wszystkie szanse straciła.



Książka jest podzielona na dwie części. Pierwsza opowiada o losach młodej Willie. O tym, jak zmieniały się jej plany i priorytety na przestrzeni lat. O dzieciństwie przeplatanym szaleństwem matki; o jej studenckiej miłości i wydarzeniu w samolocie, które wspominała przez wiele lat; o dorosłej Willie wychowującej nastoletnich synów i zmuszonej do zmierzenia się z odejściem jej pierwszego męża... Druga zaś dotyczy wydarzeń będących niejako sednem powieści. Dlaczego Anne Tyler zdecydowała się na taki zabieg? Dlaczego rozpoczęła swoją książkę od tak długiego wstępu? 

Może po prostu chciała, by czytelnik lepiej zrozumiał Willie. By pojął, że każda decyzja podejmowana przez nią tu i teraz wiąże się jakoś z wydarzeniami z jej przeszłości... i że życie potrafi pisać naprawdę różne scenariusze - a skoro tak... to czy jest sens rozplanowywać je co do sekundy? 

"Taniec zegara" to tak naprawdę opowieść o życiu. O życiu, które może przeżyć właściwie każdy z nas. Całkiem zwyczajnym, a jednak ważnym - a aby to zrozumieć, trzeba naprawdę dorosnąć. Niektórzy - jak Willie - pojmują znaczenie swojego życia dopiero w wieku sześćdziesięciu jeden lat. Niektórzy nie pojmują go nigdy... ale nie o tym opowiada ta książka. Ona niesie nadzieję. Mówi, że wprawdzie istnieją szanse, które przepadły... ale nie są to szanse zmarnowane, tylko po prostu niewykorzystane. One gdzieś czekają - w trochę zmienionej formie, w postaci innych ludzi - ale są.


"Taniec zegara" mówi też o tym, że często to nie te najważniejsze wydarzenia z naszego życia znaczą najwięcej, ale że to właśnie te pozornie nic nieznaczące chwile zostają z nami - i w nas - najdłużej. 

Podsumowując: Dlaczego warto sięgnąć po "Taniec zegara"? Bo to piękna powieść. Po prostu. Nie znajdziecie tu nic niezwykłego... chyba że umiecie dostrzec piękno w tych szczegółach, które wielu ludziom umykają w natłoku obowiązków, zabieganiu. Może warto na chwilę zatrzymać się, sięgnąć po "Taniec"... i zastanowić się, do czego ta bieganina zmierza... i co nam daje. To nie jest zwyczajna powieść - ją się po prostu czuje całym sobą. I to od nas samych zależy, czy między jej wierszami znajdziemy coś wartościowego. 

Moja ocena: 8/10
Poradnia K Wydawnictwo