#56 Zła krew, Zoje Stage - nawiedzona córeczka, czyli życie z siedmioletnią psychopatką [RECENZJA]

Dzieci kochają swoich rodziców. Rodzice kochają swoje dzieci. Nic odkrywczego, prawda? Przecież tak powinna wyglądać każda rodzina. Niestety nie zawsze tak jest. Gdy miejsce miłości zajmą takie uczucia jak rozgoryczenie, obojętność czy złość, coś zaczyna się psuć. Ale to coś często można naprawić. Poskładać z powrotem z porozbijanych w drobny mak kawałków, posklejać. Owszem, rysy będą wtedy widoczne... ale rodzina będzie miała szansę przetrwać. 

Co jednak, jeśli miejsce miłości zastąpią nienawiść i strach? Czy siedmioletnie dziecko może pragnąć śmierci swojej matki... i czy może do niej doprowadzić? 

Hanna to słodka dziewczynka - siedmioletni aniołek, bystry i wrażliwy. Niestety do tej pory nie wypowiedziała ani jednego słowa - ale czy to powód, by jej nie kochać? 

Tak Hanna wygląda w oczach tatusia. Tatusia, którego kocha ponad wszystko i z którym chciałaby spędzić każdą chwilę. A kocha tylko jego, tylko tatusia. Nikogo innego nie potrafi... nie chce. 

Matka nie pozwala jej kochać tatusia tak, jak Hanna pragnie. Matka kradnie tatusia Hannie. Matka jest złą wiedźmą... więc trzeba się jej pozbyć - tylko tak, by tatuś zrozumiał, że zrobiła to dla jego dobra. Hanna obawia się, że tatuś nie zrozumie, że chce mu pomóc. Rozumie wiele, ale pozostaje pod wpływem złych czarów matki. Hanna mu pomoże - Hanna ma plan. I zamierza wcielić go w życie... 

Mamy w tej książce do czynienia z dość nietypową rodzinką. Pisarze rzadko sięgają po model dziecka-psychopaty w swoich książkach - oczywiście pomijając wszelkiej maści horrory i krwawą fantastykę. Natomiast w powieści z pogranicza literatury obyczajowej i thrillera raczej nie dostajemy czegoś takiego. Dlatego też po przeczytaniu opisu tej książki po prostu wiedziałam, że muszę ją mieć. 

Teraz zaś, gdy mam ją ocenić, pojawia się problem. Bo w tej książce pojawiają się i momenty genialne, i tak słabe, że zaczynam mieć wątpliwości, czy oba wyszły spod pióra tej samej autorki. Niektóre wątki w jednym rozdziale uważam za strasznie naciągane... a chwilę później za świetne, przemyślane i niemal przyprawiające o ciarki - jak chociażby "opętanie" Hanny. Kolejnym takim wątkiem jest choroba Suzette, matki dziewczynki. Dlatego uważam, że ta książka jest bardzo nierówna... i przez to irytująca.



Skoro już jesteśmy przy tym, co mi się w tej książce nie podobało, to muszę zwrócić uwagę na jedną postać, która według mnie zachowywała się strasznie sztucznie i irracjonalnie... i jest to ojciec Hanny. Okay, Hanna go zmanipulowała, to widać... ale na pewno nie aż tak, by nie zaczął się w pewnym momencie zastanawiać, czy aby na pewno wszystko jest z jego córką w porządku. Bo wiecie - gdy wyrzucają ją kolejne przedszkola i szkoły, gdy wszystkie opiekunki uciekają z ich domu z krzykiem i wreszcie gdy jego własna żona mówi mu, że Hanna jest agresywna i niebezpieczna, a on dalej NIC z tym nie robi i wierzy tylko i wyłącznie Hannie, to mam ochotę wejść do książki i trzepnąć go w ten głupi, naiwny łeb.

Ale może pomówmy o plusach, bo za chwilę się zdenerwuję i napiszę w tej recenzji kilka słów, które z pewnością nie powinny się tu znaleźć.

Pierwszą ważną zaletą jest sposób, w jaki autorka zdecydowała się przedstawić wydarzenia w "Złej krwi". Mamy tu bowiem podział na rozdziały przedstawiane z punktu widzenia Suzette i Hanny, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć obie bohaterki - szczególnie Hannę, która jest naprawdę nienormalna, pokręcona... i po prostu świetnie wykreowana - z pominięciem tego jednego, wspomnianego już wcześniej wątku "opętania". To, jak wiarygodnie udało się przedstawić Stage sposób myślenia psychopatycznej siedmiolatki jest według mnie ogromnym plusem. Podobnie jak zakończenie. Słyszałam kilka różnych opinii na jego temat... i część osób narzeka, że w thrillerach zazwyczaj mają do czynienia z kompletnie innymi zakończeniami, że nie tak miało ono wyglądać... A ja wam powiem tak: akurat takie zakończenie - niby spokojne, bez fajerwerków - zaskoczyło mnie najbardziej. Zaś kilka ostatnich zdań dosłownie wbiło mnie w fotel... i zostawiło po sobie uczucie niepewności - bo wbrew pozorom wcale nie było pozytywne, jak to bywa z większością thrillerów. Bo wiecie - zazwyczaj ktoś tam ginie, ale ta pozytywna postać jednak musi przeżyć... no i wychodzi jak zwykle. Tu autorka zastosowała kompletnie inny zabieg... i strasznie mi się to spodobało. Chcę więcej takich zakończeń!



Podsumowując: "Zła krew" to książka nierówna. Mimo to uważam, że warto po nią sięgnąć - chociażby dla świetnie wykreowanej postaci Hanny. I dla zakończenia, które w niczym nie przypomina tych znanych nam z innych thrillerów. Zaś sam pomysł, by wprowadzić postać dziecka-psychopaty do książki innej niż horror, był strzałem w dziesiątkę!

 Moja ocena: 6/10
Wydawnictwo Czarna Owca