#64 Obsesja, Tara Isabella Burton - telefon zamiast duszy [RECENZJA]

Cześć, kochani! Dziś przychodzę do was z recenzją książki "Obsesja". I już na wstępie muszę zaznaczyć, że mam z tą powieścią problem, bo... no właśnie, jest to książka dobra, choć niezbyt odkrywcza, ale podana w sposób, który mnie strasznie irytuje. Zaraz wyjaśnię, co mam na myśli... ale by to uczynić, muszę przytoczyć wam opis książki.

Louise nie ma nic. Lavinia ma wszystko. 

Louise walczy o przetrwanie w Nowym Jorku. W wynajmowanym mieszkaniu rozpacza nad zbliżającą się trzydziestką i niezrealizowanymi pisarskimi ambicjami. Lavinia natomiast jest piękna i bogata, a jej przyjaciele to amerykańska elita. 

Po przypadkowym spotkaniu Lavinia wprowadza nową znajomą do swojego zaklętego kręgu. Pozwala jej zanurzyć się w ekstrawaganckim życiu i dzieli się z nią wszystkim. Louise wie, że taki stan nie może trwać wiecznie. Jak daleko się posunie, żeby go utrzymać? 




O czym jest ta książka? No cóż... w głównej mierze opowiada o tym, jak wielki wpływ na nasze życie ma technologia i jak łatwo można stać się kimś innym, mając w ręku tylko i wyłącznie jego telefon. Zalatuje "Tekstem" Głuchowskiego, wiem. Jest to jednak temat ważny i aktualny, więc nie będę się czepiać, że obie historie są w gruncie rzeczy do siebie podobne - z tym że tym razem akcja nie toczy się w Rosji, a w Stanach. Chcę za to zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną rzecz, czyli błędny przekaz, jaki niosą ze sobą okładka, opis... a nawet polski tytuł książki (angielski "Social Creature" przetłumaczony na... "Obsesję"? Skąd ta obsesja, ja się pytam? Bo do treści nawiązuje raczej średnio). Gdy sięgnęłam po tę książkę po raz pierwszy, spodziewałam się lektury całkiem innego rodzaju... no wiecie: jakaś zazdrosna babka niszczy życie innej babce, na punkcie której ma obsesję, pod koniec dochodzi do konfrontacji, jedna z nich ginie spadając ze schodów albo kończy z wbitym w szyję korkociągiem... i po balu. Telefon zmienia postać rzeczy, bo zachęca autora do poprowadzenia fabuły w całkowicie innym kierunku. A przez to czytelnik automatycznie dostaje historię kompletnie innego rodzaju - i to nie pióra i tytułowa obsesja grają w niej pierwsze skrzypce.



I nie - nie sądzę, że wzmianka o władzy i telefonie w polecajce na końcu książki załatwiała sprawę. Czym innym jest bowiem polecajka, a czym innym opis. Koniec, kropka.

Ale! Przejdźmy wreszcie do treści książki, bo naprawdę jest o czym - a przede wszystkim: o kim - pisać. Już dawno nie zdarzyło mi się bowiem czytać książki, w której irytowaliby mnie wszyscy (tak właśnie: wszyscy) bohaterowie.  Ich zachowania były tak głupie i oderwane od rzeczywistości, że w czasie lektury co i rusz łapałam się za głowę, zastanawiając się, jak do cholery autorce udało się wykreować tak denerwujące postaci. Ale spokojnie - w tym konkretnym przypadku wygląda mi to na celowy zabieg, wpływający na nasz odbiór całej historii. Z jednej strony bowiem nienawidzimy jej bohaterów i życzymy im jak najgorzej... ale z drugiej strony z niepokojącą wręcz fascynacją śledzimy ich losy i jesteśmy ciekawi, co będzie dalej.

Kolejnym ciekawym elementem "Obsesji" jest jej narrator, bo... wbrew pozorom wcale nie jest on biernym, obiektywnym obserwatorem, który nigdy się nie ujawnia. Z drugiej strony jednak nie towarzyszy on bohaterom w sposób namacalny... I tu pojawia się pytanie: kim zatem jest ten narrator? Ha - na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy czytelnik.



Podsumowując: "Obsesja" to dość nietypowa historia, bo nie tylko temat w niej poruszany jest jak na razie niezbyt popularny, ale i cechuje się nietuzinkowymi bohaterami, a nawet... narratorem. Za to nie mam pojęcia, co stało się z okładką, tytułem i opisem powieści - do treści nie pasują bowiem nijak. A że książka to nie tylko jej treść... no cóż, ten fakt również muszę uwzględnić w mojej ocenie.

Moja ocena: 6/10
Wydawnictwo Czarna Owca
Tłumaczenie: Magdalena Słysz