#77 Stranger things. Ciemność nad miastem - Adam Christopher [RECENZJA]

Pamiętacie moją recenzję 'Mrocznych umysłów'? Jeśli nie, to musicie pamiętać o trzech sprawach. Po pierwsze: to właśnie dzięki tamtej książce postanowiłam obejrzeć serial 'Stranger things' (który, jak się okazało, dość szybko udało mi się pokochać całym serduchem). Po drugie: książka ta opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce PRZED akcją serialu. I - po trzecie - 'Mroczne umysły' można równie dobrze przeczytać przed, jak i po obejrzeniu netflixowej produkcji. 

 'Ciemność nad miastem' to kolejna powieść ze świata 'Stranger things'. Tym razem jednak muszę was ostrzec - jeśli nie oglądaliście tego serialu, a chcielibyście, lepiej nie czytajcie poniższej recenzji, bo - chcąc nie chcąc - będę zmuszona zaspoilerować wam parę wydarzeń z głównej linii fabularnej 'Stranger things'. A przynajmniej dwóch pierwszych sezonów.

Także wiecie. Spoiler alert i te sprawy. Ale jeśli ktoś z was teraz w popłochu ucieka, to zachęcam do powrotu po obejrzeniu serialu - oczywiście jeśli wyda się on tej osobie na tyle interesujący, że będzie ona chciała poszerzać swoją wiedzę o tym mini "uniwersum".

No dobrze, zatem zacznijmy od krótkiego wprowadzenia.

Mamy Boże Narodzenie, 1984 rok. Hopper i Nastka spędzają święta razem - szeryf liczy na chwilę wytchnienia po niedawnych, niezwykłych wydarzeniach, a gwiazdka w Hawkins w towarzystwie adoptowanej córki wydaje się ku temu idealną okazją... a przynajmniej do czasu, gdy Nastka wygrzebuje stare pudło z napisem "Nowy Jork" i zaczyna zadawać pytania. Hooper przez chwilę wzbrania się przed opowiedzeniem historii ze swojej przeszłości... ale jeśli ma wybierać między opowieścią tym, co wydarzyło się w Nowym Jorku a tą o Wietnamie, wybiera tę pierwszą, bezpieczniejszą w jego mniemaniu opcję. Zanim bowiem Hooper wrócił do Hawkins, był gliną w nowojorskim wydziale zabójstw. A latem 1977 roku w Nowym Jorku wydarzyło się coś bardzo złego. W coś, co był zaangażowany - i to wbrew woli agentów federalnych, którzy dość szybko przybyli przejąć od niego tajemniczą sprawę. Sprawę rytualnych morderstw, które udało mi się powiązać z nowojorskimi gangami... Coś się zbliżało - coś bardzo, bardzo złego. A Hooper musiał dowiedzieć się, co dokładnie... zanim nad miastem zapanuje ciemność.

Już na wstępie muszę zaznaczyć, że ta książka spodobała mi się dużo bardziej niż "Mroczne umysły" - nawet mimo paru wpadek, tudzież minusów tejże powieści, o których za chwilę napiszę. Ale zanim to nastąpi, dam wam znać, co mnie w niej urzekło.



Przede wszystkim dotyczyła ona losów jednego z moich ulubionych serialowych bohaterów, więc od razu mnie zaciekawiła, a że autor miał ciekawy pomysł na przedstawienie wydarzeń z przeszłości Hoopera, to uczucie nie przeminęło w czasie lektury. Nie nudziłam się w czasie lektury... co więcej: po jakimś czasie przestałam traktować tę historię jak mieszankę młodzieżówki, sci-fi i fantasy, na jaką ta książka się zapowiadała, a zaczęłam... kurczę, tak jak normalny kryminał! Wierzcie mi: śledztwo Hoopera pochłonie was bez reszty - i to oficjalne i to... no cóż, nieoficjalne. W dodatku w książce tej pojawia się wielu - nieznanych nam wcześniej - ciekawych bohaterów (i bohaterek!), którym niemal od razu zaczniecie kibicować (choć nie zawsze - nie każdy jest tu tym, za którego się podaje, więc uważajcie!). A to wszystko przeplatane fragmentami z uczestnictwem Jedenastki, więc jeśli tęskniliście za tą bohaterką, nie martwcie się, bo pojawia się tu parę razy.

Ta książka ma w zasadzie jeden minus. Okay, rozumiem, że jest to relacja Hoopera skierowana do - jakby nie było - jeszcze dziecka, więc powód jej "ugrzecznienia" można zrozumieć, ale... niektóre sformułowania na ustach niektórych bohaterów brzmiały co najmniej dziwnie. Nie wypatrzyłam żadnych wulgaryzmów, żadnych wyrażeń wychodzących poza jakieś, powiedzmy, "grzeczne" słowa. Przesadzania z przekleństwami nie lubię, bo brzmi ono sztucznie... ale ich brak w sytuacjach, gdzie (niektórym typom bohaterów, oczywiście!) powinny aż się cisnąć na usta, też jest nienaturalny. Ale rozumiem skąd ten zabieg mógł się wziąć, więc, powiedzmy, jestem w stanie przymknąć na to oko. Powiedzmy.

Moja ocena: 7,5/10
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawnictwo Poradnia K