#13 Dżozef, Jakub Małecki - Drewniak, gadająca szafka i inne choroby psychiczne [RECENZJA]

Istnieją różne okładki. Czasem to arcydzieła, nad którymi się zachwycamy, czasem wręcz przeciwnie - to szkarady, których nawet kijem strach dotknąć. Niektóre są tak dobre lub tak złe, że zapadają w pamięć na długo, a o innych, ładnych, lecz przeciętnych, od razu zapominamy.

Istnieją różne okładki; także takie, które - pozornie zwyczajne - przykuwają wzrok, hipnotyzują wręcz, niemal zmuszając czytelnika do sięgnięcia po książkę, której są ozdobą. Urzekają prostotą; uchylają jedynie rąbka tajemnicy ukrytej w powieści, nie zdradzają zbyt wiele - a tym samym zachęcają do zajrzenia do książki.

Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam na okładce "Dżozefa" prostą figurkę w kształcie koziołka, wbrew wszelkiej logice postanowiłam tę książkę przeczytać. No bo kogo obchodzi jakiś głupi kozioł? Ja natomiast po jego ujrzeniu zaczęłam się zastanawiać, o co właściwie w "Dżozefie" chodzi. No i przeczytałam opis, a potem... samą książkę.

A wszystko przez jakiegoś głupiego kozła.

No dobrze, Tego Kozła. Kozła-Drewniaka, który z pewnością nie jest głupi. A... jest? No właśnie, jego istnienie wcale nie jest takie oczywiste. Ale! Nie uprzedzajmy faktów. Warto by przedstawić innych bohaterów tej powieści, nie sądzicie? Kozła już znacie, zostali nam tylko nieszczęśnicy z sali szpitalnej. Kim są i co się z nimi dzieje? 

Zacznijmy od postaci, która jest jednocześnie narratorem tej powieści. Grzesiek - bo tak się ów panicz nazywa - trafia do szpitala ze złamanym nosem. Nic wielkiego. Posiedzi trochę, a potem wróci do domu. W najgorszym razie lekarz będzie musiał operować. Błahostka. Może trochę bolesna, ale błahostka.

Tak się jednak składa, że ma na swoim oddziale prawdziwych dziwaków. Maruda, biznesmen Kurz i on, dresiarz Grzesiek - razem tworzą dość nietypową grupkę, która poza szpitalem nie miałaby się szans spotkać. Ale to jeszcze nic. Ciekawie zaczyna się robić, gdy na sali pojawia się Czwarty. Ten to do dopiero dziwoląg! Nic, tylko książki czyta, tylko o nich rozmawia, a sobie już nie raczy nic powiedzieć. W dodatku zdarza mu się myśleć, że to on sam jest autorem czytanych przez siebie powieści. Można zwariować... i to całkiem dosłownie. Znikające sale, gadające szafki - przyznajcie, osoby zdrowe psychiczne raczej nie mają takich atrakcji. No i ten Drewniak-psychopata. Ten to dopiero ma nierówno pod sufitem... 


"A może to [...] nieodłączny element czytelnictwa - że czyta się, więcej i więcej, aż się oszaleje. [...] nie da się zmieścić w głowie tylu różnych historii i pozostać normalnym."

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Małeckiego i jestem pewna, że nie ostatnie. Spodobało mi się poczucie humoru autora, jego styl również przypadł mi do gustu. Ze względu na sporą ilość dialogów i dość dużą czcionkę książkę czytało się bardzo szybko. Mam jednak wrażenie, że przez tę ilość rozmów między bohaterami nieco ucierpiał świat przedstawiony; widać to szczególnie w pierwszych rozdziałach o Stasiu, gdzie tych dialogów jest mniej... zaś akcja, nawet jeśli zwalnia, to tylko nieznacznie.  Uważam, że to popędzanie jej dialogami nie jest konieczne, bo Jakub Małecki pisze ciekawie - to, czy czytamy dialog czy opis, nie ma najmniejszego znaczenia, bo pochłaniamy je z takim samym zainteresowaniem. Może i się czepiam o nieistotne szczególiki - ale nie od dziś wiadomo, że to właśnie szczegóły upodobał sobie diabeł i często w nich tkwi.

Hm... czy w takim razie "Dżozefa" w ogóle warto czytać?

Zdecydowanie tak! Może nie jest to książka idealna, ale nie oszukujmy się, bardzo trudno znaleźć powieść, która posiadałaby żadnych wad. I mówiąc, że dana książka mi się podobała, że warto ją czytać - nie mam wcale na myśli tego, że to ósmy cud świata. 

Co zatem w "Dżozefie" jest takiego, że warto po niego sięgnąć?

Przede wszystkim to ciekawa, wciągająca historia. Dostajemy tu intrygujących bohaterów - o jednych dowiadujemy się więcej, o innych (niestety) mniej, ale te opisy wystarczają, byśmy chcieli śledzić ich losy do ostatniej strony. Ciekawy jest też wątek choroby psychicznej jednego z bohaterów i znikających sal, choć ten drugi mógłby być rozbudowany trochę bardziej. Ale teraz to już naprawdę się marudzę.

Jakub Małecki stworzył ciekawą powieść, którą - mimo jej wad - warto wziąć do ręki i przeczytać. Chociażby po to, by poznać historię pewnej szafki, drewnianych figurek i bardzo (nie)prawdziwej Heroiny. Nie, nie mam na myśli środka odurzającego. W dodatku autor porusza w swojej powieści takie problemy jak samotność, czy znaczenie książki w życiu człowieka. I robi to tak, byśmy się ogromem tych spraw nie czuli przytłoczeni. To dowód na to, że można pisać o tym, co ważne i... nie męczyć czytelnika.  

Przeczytajcie, bo naprawdę warto. I pamiętajcie, "W życiu są tylko opowieści." I tylko od nas zależy, ile ich poznamy.





Zaczytana