#33 Zaślepienie, Aga Lesiewicz - stalkerów nigdy dość? [RECENZJA]

Pomysł na tę książkę był naprawdę świetny.

Naprawdę. Czego jak czego, ale stalkerów w literaturze mamy na pęczki... i stworzyć kreatywną, wyróżniającą się historię z ich udziałem jest niezwykle trudno. Czy pani Adze się to udało? Cóż, na pewno w znacznym stopniu... choć w pewnym momencie zaczęła niebezpiecznie zbliżać się w stronę schematycznych i irytujących rozwiązań, przy okazji dorzucając kilka wątków, które moim zdaniem były... no cóż, po prostu niepotrzebne. Choć, na szczęście, nie zaszkodziły one jakoś specjalnie fabule. Akurat ona kleiła się tak, jak natura chciała, co postaram się wam za chwilę dowieść.

Zanim jednak do tego przejdziemy, przybliżę wam trochę tematykę "Zaślepienia".

Kristin trudni się fotografią. Zarabia całkiem nieźle, choć dobrze wie, że jako studentka miała inną wizję przyszłości niż ta, która teraz jest jej udziałem. Mimo to nie ma powodów do narzekań - żyje w szczęśliwym związku, ma dobrą pracę, a jej chłopakiem jest dobrze zapowiadający się artysta. Krótko mówiąc: w końcu wyszła na prostą.

I właśnie wtedy otrzymuje tajemniczego mejla. Gdy postanawia zapoznać się z jego treścią, nie wie jeszcze, że właśnie "Odsłona 1" będzie tym, co rozpocznie ciąg nieszczęśliwych zdarzeń... i początkiem końca.

Z każdym kolejnym mejlem jej życie coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Kristin uświadamia sobie, że jest obserwowana... i że jej życiu zaczyna grozić niebezpieczeństwo. Czy odkryje, kto ją śledzi, nim będzie za późno?

No właśnie, to pytanie jest kluczowe. Zdradzę wam tylko, że tożsamości naszego drogiego stalkera domyśliłam się, zanim do Kristin na dobre dotarło, że jest obserwowana. Więc od razu mogę was zapewnić, że nasza bohaterka na pewno nie jest Sherlockiem... ale z drugiej strony jej wrogiem nie jest też ktoś pokroju Jima. Więc spokojnie, jakieś tam (nikłe) szanse na przeżycie ma.

Podsumowując: Pomysł na tę książkę był naprawdę świetny. Po drodze autorka trochę się pogubiła... ale ostatecznie wyszła na prostą i stworzyła bardzo dobrą powieść. Choć przyznaję, że dość szybko domyśliłam się, kto będzie czarnym charakterem w tej książce... i zakończenie ani trochę mnie nie zaskoczyło. Ale z drugiej strony nie byłabym w stanie wydedukować, kto stalkuje naszą biedą Kristin, gdyby nie subtelne wskazówki dawane mi przez autorkę i spójność fabuły. Uwielbiam książki, w których sama mogę pobawić się w detektywa, a nie tylko czekać, aż jakiś bohater łaskawie raczy mi udzielić mi odpowiedzi na pytanie, co działo się w jego łepetynie i jak doszedł do wniosku, że akurat ta wskazana przez niego postać jest zła, niedobra i paskudna. I nie mówię tu chociażby o Sherlocku Holmesie, ale o bohaterach, którzy odkrywają pewne tajemnice w sposób dziwaczny i nielogiczny, a takich delikwentów, jak się okazuje, jest całkiem sporo. Krótko mówiąc: polecam. A więcej o tej powieści będziecie mogli niedługo przeczytać w obiecanej wam jakiś czas temu recenzji. Dam wam znać, gdy tylko ona się pojawi!


Wydawnictwo Insignis
Moja ocena: 7/10

Aleksandra