#71 Furie, Katie Lowe [RECENZJA]

"Turyści żartowali, że to takie miejsce, do którego przyjeżdża się umrzeć. Miasteczka na końcu świata, tuż przed końcem wieku: dalej nie ma już nic."

Tymi oto słowami rozpoczyna się pierwszy rozdział powieści Katie Lowe. Poprzedza go jednak tajemniczy prolog, który zapowiada, że czytelnik trafił na historię, w której nic nie jest oczywiste. Historię przepełnioną zemstą, magią, szaleństwem... mimo iż "Furie" to teoretycznie thriller. No, ewentualnie nieco mroczniejsza powieść o nastolatkach. I w sumie obie definicje pasują... ale nie do końca. Bo w thrillerach raczej nie ma magii... a "Furie" nie są młodzieżówką. Zresztą - przeczytajcie opis i sami się przekonajcie.


Rok 1998. Szesnastoletnia dziewczynka zostaje znaleziona martwa na terenie szkoły, ubrana na biało i usadowiona na huśtawce. Brak znanej przyczyny śmierci. Jej cztery koleżanki doskonale wiedzą, co się stało.

Po wypadku, w którym Violet traci ojca i siostrę, nastolatka rozpoczyna naukę w Akademii Elm Hollow, prywatnej szkole dla dziewcząt w sennym nadmorskim miasteczku. Kampus szkoły owiany jest ponurą sławą – w siedemnastym wieku na terenie szkoły odbywały się procesy czarownic. Wkrótce po dołączeniu do grona uczennic Violet zostaje zwerbowana na czwartą członkinię sekretnej grupy, której przewodzi Annabel, charyzmatyczna nauczycielka historii sztuki.

Na pozór zajęcia prowadzone przez Annabel nie mają nic wspólnego ze starożytnymi rytuałami. Dziewczęta jednak zaczynają wierzyć, że magia istnieje naprawdę – i że mogą ją ujarzmić. To się zmienia, kiedy pewnego dnia zostaje znalezione ciało koleżanki, która zaginęła dziewięć miesięcy wcześniej. Dziewczyna również należała do stowarzyszenia. Gdy Violet orientuje się, że była łudząco podobna do niej, zaczyna mieć wątpliwości, czy może ufać swoim przyjaciółkom, nauczycielom, a nawet samej sobie. 



Zapowiada się ciekawie? Ha, i tak jest w istocie. Ta powieść to nie tylko historia o tym, jak łatwo zmanipulować młodą osobą, która wręcz rozpaczliwie poszukuje towarzystwa. To przede wszystkim historia powoli rodzącego się szaleństwa, podsyconego okrucieństwem i... hm... magią? Wierzcie mi: w tej książce granice między światem racjonalnym i magicznym zacierają się w naprawdę niepokojący sposób... bo nie możemy być do końca pewni, co w tej powieści wydarzyło się, a co - być może - było jedynie konsekwencją zaburzeń psychicznych. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim taki klimat przypadnie do gustu, ale jeśli lubicie książki nieoczywiste i wytrącające z równowagi, to zdecydowanie jest to pozycja dla was!

Inną sprawą, na którą warto zwrócić uwagę w czasie lektury, jest historia Elm Hollow. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co wydarzyło się na terenie tej szkoły i dlaczego może ona przypominać nam trochę niesławne Salem - przeczytajcie tę książkę. Na pewno się nie zawiedziecie - tym bardziej, że w "Furiach" znajdziecie mnóstwo odniesień do "prawdziwych" utworów, które tylko potęgują duszny klimat Elm Hollow.




Nie zapominajmy o bohaterkach "Furii". Te dziewczyny wcale nie są takie oczywiste i przeciętne, jak moglibyśmy sądzić. Czasem wręcz... przerażają. Wierzcie mi - Violet, która relacjonuje nam wydarzenia, wcale nie jest taka święta, jak moglibyśmy z początku sądzić. Co więcej: mam wrażenie, że to ona kryje w sobie najwięcej mroku i... szaleństwa.

"Furie" to na pewno jeden z lepszych thrillerów, jakie miałam ostatnio okazję czytać. Jeśli lubicie powieści tego typu - nie zawiedziecie się. Zdecydowanie polecam! 

Moja ocena: 9/10
Wydawnictwo Czarna Owca
Przekład: Aga Zano